sobota, 30 lipca 2016

JOGA DOBRA NA WSZYSTKO

Mawiają, że każdy kocha sport, tylko musi znaleźć odpowiedni dla siebie. Nigdy nie lubiłam aktywności fizycznej, a wf w szkole był dla mnie karą. Kiedy moi koledzy w podstawówce jeździli na zawody, ja siedziałam w ławce, pod którą żarłam chipsy. Kiedyś spróbowałam biegać. Miałam nawet sporo silnej woli, bo zmuszałam się do tego kilka razy w tygodniu przez około rok. Wyniki były imponujące - smukłe nogi, dobra kondycja, wytrzymałość. Naprawdę widziałam te pozytywy, o których wszędzie trąbią. Jednak nie bawiło mnie to, nie sprawiało mi przyjemności. Rzuciłam buty do biegania w kąt i zaczęłam dźwigać ciężary. No niby fajnie, urósł mi tyłek i takie tam, ale oprócz wizualnych efektów w głowie nie zmieniło się nic. Nie było tej chemii, o której czytam na blogach fit dziewczyn. Nie ma co się zmuszać, kto się grubasem urodził - jako bikini fitness nie umrze.


Po dźwiganiu ciężarów został mi ból pleców, przy zwalczaniu którego trafiłam na portal poświęcony jodze. Piszą, że pomoże - no to jazda. Wpisałam na youtubie "yoga back pain" i zaczęłam się wyginać. Przez kilkanaście minut koślawo wykonywałam jakieś asany, które na filmie wyglądały całkiem przyjemnie. Nawet nie chcę wiedzieć, jak to wyglądało, bo okazało się, że to obok przyjemnego nawet nie stało. Ale trzeba było naprawić mój kręgosłup, więc postanowiłam się nie poddawać. 


Zaczęłam dużo czytać. Wyczytałam, że joga to nie tylko ćwiczenia, że to praca z samym sobą. Nie czułam tego. Dla mnie było to siłowanie się ze swoimi spiętymi mięśniami i staranie się chociaż w połowie wyglądać tak jak te joginki z filmików. 
Gięłam się tak w ścianach swojego własnego pokoju, a kiedy ktoś wchodził udawałam, że zbieram okruszki z podłogi. Nikt nie wiedział, co dzieje się za drzwiami. A za drzwiami umierałam z bólu, próbując zrobić uttasanę, która teraz wydaje mi się czymś wręcz w dolnej części moich możliwości. 
Z czasem zaczęło mi się to nawet podobać, rozciąganie zaczęło sprawiać mi fizyczną przyjemność. Z dnia na dzień mogłam więcej i więcej, co dawało mi niesamowitą satysfakcję. Starałam się codziennie spędzać przynajmniej pół godziny na macie, pomijając te dni, w których nie mogłam się ruszać, bo czułam asany z dnia poprzedniego. 


Co jest najpiękniejsze? Że teraz do stanięcia na macie nie muszę się zmuszać. Jest to największa przyjemność dnia i codzienny rytuał. Teraz joga nie jest dla mnie tylko rozciąganiem, ale stała się medytacją. Kiedy to robię - nie ma nic innego. Poznaję swoje ciało, swoje możliwości. Z każdym dniem poszerzam swój umysł, coraz bardziej go otwieram. Uczę się siebie. Zyskuję świadomość każdej części ciała z osobna, i siebie jako całość. Osiągam harmonię ciała i umysłu. Czuję mięśnie, o których istnieniu nie miałam pojęcia i czuję, że są całkowicie moje. Uczę się panować nad swoimi emocjami. Teraz to ja steruję nimi, a nie one mną.
A plecy oczywiście wyleczyłam i więcej - mogę dotknąć je stopami!

3 komentarze :

  1. Kiedyś chciałam zacząć uprawiać jogę, ale po 2 dniach prób rzuciłam wszystko w kąt..
    Cieszę się, że znalazłaś nareszcie sport, który jest dla Ciebie przyjemnością :)

    Mój Blog - klik!

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, wf to także dla mnie kara. Muszę poczytać o tej jodze, sama chętnie powyginałabym ciało. Właśnie to jest najważniejsze, żeby się nie zmuszać, a czerpać z tego samą przyjemność. Harmonia ciała i umysłu - jak to ładnie brzmi! Arleta

    OdpowiedzUsuń
  3. ja od dawna zbieram sie na to, aby zaczac uprawiac jogge, ale niestety cos mi to nie wychodzi.. oj znam to uczucie, gdy sie cwiczy w domu i nagle ktos wchodzi ci do pokoju :D najgorsze co moze byc ;p
    wspolna obserwacja? ;) daj znac u mnie na blogu ;3
    xxxoxox

    za wszystko się odwdzięczam, odpowiadam na kazda obserwacje ;3JUST EMSi

    OdpowiedzUsuń