środa, 10 sierpnia 2016

PRZYJAŹŃ NA DNIE

Mieszkał obok. Wychowywaliśmy się razem, pod opieką moich rodziców, bo moi rodzice byli w stanie dać mu więcej, niż jego. Spędzał u nas całe dnie, razem szukaliśmy prezentów pod choinką. Jedliśmy torta w jego urodziny, cieszyliśmy się z jego każdej dobrej oceny. W podstawówce nie szło mu dobrze, ale moi rodzice sprawiali, że się starał. Sprawdzali, czy odrobił lekcje, chodzili na jego zebrania. Jego rodzice w tym czasie toczyli kolejną awanturę o ostatnie pieniądze wydane na alkohol. Czasami nie starczało na chleb, ale w ustach zawsze mieli papierosa. Nigdy nie zwrócili uwagi na to, że syn wchodzi do domu w nowych butach, nie kupionych przez nich. Bo właściwie oni mu nigdy nic nie kupili.





Razem skakaliśmy po drzewach, razem zdzieraliśmy sobie łokcie i gardła. Opatrzyłam mu ranę na palcu, która powstała wskutek wychodzenia przez okno z jakiejś szopy plastrem w muminki. Odwiedzaliśmy nasze wspólne babcie, właściwie długo nie wiedziałam która jest naprawdę moja. Dostawaliśmy od nich słodycze, którymi zawsze dzieliliśmy się po równo. Byliśmy kumplami. Najlepszymi kumplami jakich tylko możecie sobie wyobrazić. 
Nigdy nie pytałam go, czy jest szczęśliwy. Myślałam, że jest mu z nami dobrze. Byłam tego pewna. Rzadko opowiadał o swoich rodzicach, nie mówił, co dzieje się w domu. Widziałam to, ale nie traktowałam ich jak jego rodziców. Byli po prostu ludźmi, z którymi mieszkał. Właściwie nawet nie mieszkał, po prostu z nimi był zameldowany. Nie myślałam o tym. 
Minęło już parę ładnych lat, odkąd poszliśmy do gimnazjum. Tam poznawaliśmy nowych ludzi. Ja swoich, a on swoich. Nasze drogi się powoli rozchodziły. Jego prowadziła na niedokończoną budowę z czerwonej cegły. Właściwie nigdy nie widziałam na własne oczy, co dzieje się na tej budowie, ale słyszałam z opowiadań. Budowa ta była meliną, prawdziwą wylęgarnią ćpunów. Wylęgł się z niej też i on - mój przyjaciel z dzieciństwa. Widywałam go coraz rzadziej, przestał mi mówić "cześć". Udawał, że mnie nie poznaje. A może faktycznie nie poznawał? Nie wiem, nigdy nie byłam tak naćpana.

*
Nie mogę powiedzieć, że o nim zapomniałam, ale przestałam myśleć. Jego rodzice dalej mieszkali w tym samym miejscu - na przeciwko mnie. Jego pies zdechł, zostały wymienione okna, wciąż kłócili się tak samo, wciąż latały talerze. Jego nie było. Długo Go nie było. Zdążyłam zakochać się trzy razy, trzy razy z tej miłości umrzeć, skończyć szkołę, naprawić drzwi do mojego pokoju, których nigdy nie mogliśmy zamknąć po cichu. Właściwie nie policzę, ile czasu minęło. Sporo.

*
I teraz widzę go po tych kilku latach pod moim domem, jest uśmiechnięty - wygląda lepiej. Cieszę się, ale jestem wkurwiona. Jakim prawem osoba, która była dla mnie najbliższa nagle wyjeżdża? Bez słowa, nawet nie wiem kiedy. On się nie tłumaczy. Rozmawiamy, jakbyśmy widzieli się maksymalnie tydzień temu, chociaż minęło kilka lat. Pyta, czy kogoś mam, jakie studia planuję, czy jest mi dobrze. Rozmawiamy długo, nawet na chwilę nie wchodząc na Jego temat. Zabrakło mi odwagi, żeby zapytać gdzie był i co robił. 
Wieczorem dzwoni do moich drzwi, czuć od niego alkoholem. Mówi, że na trzeźwo nie miał odwagi, i że wcale nie jest taki pijany jak mi się wydaje. Wypił jedno piwo z bratem, na powitanie. Postanowił przyjść się wytłumaczyć. Przeprasza mnie, że zniknął. Wspomina nasze dzieciństwo, dziękuje mi za nie. Okazuje się, że był za granicą. Zarobił trochę pieniędzy, kupił auto. Dziewczynę do niedawna miał, ale się nie układało. Postanowił wrócić do domu. Mówi, że nie jest już uzależniony od narkotyków. Nieraz sobie zapali na lepsze spanie. Nie musi ćpać - odmawia starym kolegom. Odbił się od dna.
Znam gościa jak nikogo innego. Mówię mu, że nie jestem głupia, i że wiem, że nie chodzi tylko o jaranie. Odpowiada, że mam rację, że przeprasza, że jest lepiej, jest dobrze. Ogranicza to, potrafi nad tym panować, ale "ktoś, kto wychował się w takim domu, nigdy nie będzie do końca normalny".
Kocham Cię, stary

5 komentarzy :

  1. Bardzo smutny wpis.

    Przypomina mi trochę historię mnie i mojego byłego chłopaka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia. Przede wszystkim bardzo smutna, ale wygląda na to, że będzie tylko lepiej, co? Wielki szacun dla Ciebie i Twoich rodziców - no i dla Kolegi też, że mimo wszystko się nie poddał. Może i to bolesne, że zniknął, że w ten sposób, ale pokazał nieprzeciętną siłę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale... jak to? Czy mnie zawodzi czytanie ze zrozumieniem czy co, czy jak? :(

      Usuń
    2. Znam gościa jak nikogo innego. Mówię mu, że nie jestem głupia, i że wiem, że nie chodzi tylko o jaranie. Odpowiada, że mam rację, że przeprasza, że jest lepiej, jest dobrze. Ogranicza to, potrafi nad tym panować, ale "ktoś, kto wychował się w takim domu, nigdy nie będzie do końca normalny". POMAGAM :D

      Usuń