poniedziałek, 22 sierpnia 2016

PRZESZŁOŚĆ

Poniedziałek, godzina dziesiąta z hakiem. Wracam z jogi. Miałam już nie chodzić, ale koleżanka poprosiła, żebym poszła z nią, bo pierwszy raz i takie tam. Auto zaparkowałam kilka ulic dalej, bo żałowałam dwóch złotych na płatny parking. No bo ej, uważam, że płatne parkingi to największe zdzierstwo świata. Jak człowiek jest po dwugodzinnej praktyce jogi, to jakiś taki lepszy się czuje. Jakoś zgrabniej idzie, więcej widzi... Pełnia szczęścia to się nazywa, albo jak pisałam - orgazm mentalny







No i tak zbliżam się do tego mojego samochodu, który stoi jakby go pięciolatek parkował i widzę bandę nastolatków. Na oko z 13 lat, ale oceniam tylko ze względu na to, że byli tam chłopcy, bo dziewczynki w wieku 13 lat wyglądają teraz jak dwudziestki. Stoją i palą sobie dwie fajki na dziesięć osób - kwiat polskiej młodzieży. Wnioskuję z rozmowy, że na kogoś czekają, i wcale nie podsłuchuję. Idę do auta, i już chcę wyjeżdżać, ale jak się parkuje jak debil, to później ciężko jest się wygramolić. No i męczę się z tym autem. Lewe lusterko, prawe lusterko, wsteczny, jedynka, wsteczny, kręcę kierownicą, klnę sama do siebie i obiecuję sobie, że następnym razem jadę autobusem, i wiem, że to nie prawda - czyli taką codzienną rutynę uprawiam. Z kamienicy obok wychodzi chłopak, a grupka gimbusów zaczyna coś krzyczeć. Nie słucham, bo zajmuję się wyjechaniem z tego parkingu, ale słyszę, że nie krzyczą nic miłego. Wyjechałam do połowy na ulicę i zrozumiałam o co chodzi. Nie zastanawiałam się. Zostawiłam auto tak w połowie na jezdni, bo jakbym z powrotem wjechała na parking to już bym chyba nie wyjechała, i poszłam do gimbusów. Nigdy nie wiem, co mówić w takich sytuacjach, bo to zawsze dzieje się tak szybko, i człowiek działa instynktownie. Nie dyskutowałam z oprawcami, stwierdziłam, że to nie ma sensu, ale zabrałam chłopaka do siebie. Chciał iść na autobus, ale ci kretyni nie daliby mu spokoju. Poszliby za nim. Zaproponowałam mu, że skoro mam auto i już wyjechałam z tego wiecznie zapchanego parkingu, to podwiozę go tam gdzie chce. Mając metr sześćdziesiąt w kapeluszu i czterdzieści pięć kilo wagi, nie można budzić postrachu nawet w trzynastolatkach, więc chłopak się zgodził. Nie pytałam po drodze, o co chodzi, ale sam zaczął mówić. Właściwie nie miał zbyt wiele do powiedzenia, bo sam nie wiedział co jest grane. Bo w gimnazjum musi być jedna taka osoba, z której śmieje się cała szkoła. Bez tego gimnazjum nie jest gimnazjum. Co powiedzieć takiemu prawie-już-nie-dziecku? Idź z tym do pedagoga? Powiedz rodzicom? Przecież to oczywiste, że tego nie zrobi. Po prostu przetrwa te trzy lata, a później zmieni szkołę. To była jedna z najmniej przyjemnych rozmów, jakie przeprowadziłam. Wiesz, że jest źle, ale jednocześnie wiesz, że nic z tym nie zrobisz. A wiesz, co jest najgorsze? Że w tym samochodzie, obok tego chłopaka, uświadomiłam sobie, że...

BYŁAM TAKA SAMA

Wiem, że smutna przeszłość jest modna. Jak nie miałeś pieniędzy, wychowała Cię ulica itd, to generalnie jesteś kimś, mimo, że jesteś taki, jak inni. Nie musisz osiągnąć wiele, wystarczy, że poradziłeś sobie z przeszłością. Nie miałam trudnego dzieciństwa. Nie byłam grubasem, moi rodzice mieli pieniądze, nie byłam brzydka, nie miałam trądziku i zawsze byłam w tej "lepszej" ekipie w klasie, którą pewnie kojarzysz. Ostatnie ławki, miejsca z tyłu w autobusie w drodze na wycieczki i szeroko pojęty fejm. Nigdy nie byłam krzywdzona, ale gorzej. Byłam tą, która krzywdziła. I jest mi z tego powodu teraz przeogromnie wstyd, ale znęcałam się psychicznie nad pewną dziewczyną. Od tego czasu minęło już parę ładnych lat, może już o tym nie pamięta, chociaż w to wątpię, bo coś takiego zawsze zostaje w człowieku. Sama zapomniałam. Może teraz prowadzi spokojne życie i jest szczęśliwa, ale kiedyś naprawdę miała ze mną problem. Byłam nadętym gimbusem, który nie liczył się z uczuciami innych ludzi. Pewnie nawet nie wiedziałam, czym te uczucia są. I teraz, choć nie mogę cofnąć czasu, to biorę telefon, załatwiam numer do tej dziewczyny i dzwonię z przeprosinami. 

5 komentarzy :

  1. To przykre. Ale to chyba taki wiek, że w gim dzieci głupieją a w lo mądrzeją ;p Szkoda mi tego chłopaka ;x
    Mój blog ♥ Serdecznie zapraszam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega post. W gimnazjum nie miałem (a przynajmniej przez 2 lata) łatwo. Osoby, które mnie nie szanowały, teraz w większości są na dnie, a ja stoję wyżej od nich. Może to przypadek, ale tak jest. Mam teraz gdzieś tą zgraję debili, którzy uważali się za super fajnych ;) chyba muszę o tym napisać post u siebie :) niemniej powtórzę: fajny post, dobrze się czytało :)
    Pozdrawiam!
    www.lifestylebypw.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsze to to, że jednak sobie zdałaś sprawę z tego, jak okrutna kiedyś byłaś w stosunku do tej dziewczyny ;) No czasu już nie cofniesz,ale przeprosić zawsze można. Dzieci potrafią być okrutne, zwłaszcza w gimbazie, ale z tym też nic się nie zrobi ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przypomniała mi się piosenka Adele - Hello. :)

    Nie wiem co Ci napisać. Sama wyciągnełaś wniosku i to jest najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że nie masz witryny obserwatorów, bo bym od razu się do niej dodała (ułatwiłoby to śledzenie nowych postów). Zakochałam się w twoim stylu pisania po przeczytaniu dwóch postów i mam ochotę przeczytać wszystkie.
    Mnie zawsze zastanawia to, czy te "fejmy", sławniejsze osoby w klasie, które się wywyższają i często wykorzystują te grzeczniejsze, milsze osoby, nie widzą tego, że robią źle, że czasem krzywdzą innych. Zastanawiam się też czemu ta druga grupa często nie mówi "nie" takim zachowaniom. Mnie strasznie drażnią te ww. przeze mnie działania tych "sławnych", a bawi ich zdziwienie, gdy się buntuję ich "dyktaturze" :p
    malinowynotes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń