czwartek, 28 lipca 2016

MODA NA PORNO

Mam wrodzoną tolerancję na sztukę. Doskonale rozumiem, że czyjaś wizja może nie wpisywać się w moje gusta, no bo właśnie ona jest CZYJAŚ. Jednak każdą wizję toleruję, i każdemu dziełu daję szansę. Wszystkiemu się przypatruję, jeśli nie widzę sensu na początku, staram się zgłębiać treść kawałek po kawałku, i jednak znajduję (bywa, że na siłę) coś ciekawego. Z tego powodu zawsze czytam książki do końca. Przeczytałam Nad Niemnem, to chyba o czymś świadczy. Ba! Przeczytałam nawet wszystkie części Greya, mimo, że od początku przygody z tym dziełem pukałam się w łeb za każdym razem, kiedy wyciągałam po nie rękę. 





Jakiś nieokreślony czas temu zaczęłam wszędzie widzieć tytuł pewnej książki. Sam w sobie tytuł był całkiem ciekawy. Przewijał się on na fejsie, ludzie czytali to na ławkach w parku przez który szłam codziennie rano do szkoły. Mój wścibski charakter nakazał mi zakup tego czytadła przy pierwszym przypływie gotówki. Tak też się stało. Pierwszą część czytałam, kiedy jeszcze jeździłam autobusami - dla zabicia czasu. Drugą część pokonałam właśnie dziś, i dziś jestem w stanie stwierdzić, że jedyną zaletą tej książki jest fakt, że już się skończyła.
Książka nosi dumny tytuł "Pokolenie Ikea". Właściwie żeby jednoznacznie stwierdzić o czym jest owe dzieło, muszę sięgnąć ręką na półkę. Na odwrocie drugiej części widnieje krótki opis. Prowokacyjna, pełna czarnego humoru, obrazoburcza... STAPH. Ja sama. 
Książka jest o prawniku, podobno typowym pracowniku warszawskich korporacji. Facet to męska wersja Izabeli Łęckiej, cham i prostak jakich mało. Wokół niego kręci się sporo kobiet, w których widzi jedynie cycki i dupę. Sama nie znam nikogo, kto pracuje w warszawskiej korpo, właściwie nie znam nikogo kto pracuje w Warszawie. Jednak gdybym wzięła tę książkę na poważnie - korporacje to szklane pudła na głupotę. 
Chciałabym napisać coś o fabule, ale sama nie wiem o co w niej chodzi. Mamy tam trochę infantylnych dialogów. Czytając je zastanawiałam się jacy ludzie tak ze sobą rozmawiają, bo w dużej mierze chodziło w nich o to, że jedna osoba w pseudo - żartobliwy sposób stara się opowiedzieć drugiej o swoich doświadczeniach seksualnych. A, bo drugim głównym tematem książki zaraz po niby - pracy, jest właśnie seks. Wydaje mi się, że doświadczenia bohaterów są fantazjami autora, bo czytając to oczami wyobraźni widziałam niespełnionego prawie - faceta śliniącego się do kobiet w jpg. Po doświadczeniach z Pięćdziesięcioma Twarzami Greya pokuszę się o stwierdzenie, że w książce Pokolenie Ikea jest coś z dzieła E. L. James. Jednak mimo wszystko opisy bliskości Anastasii Steel i Christiana Greya momentami budziły we mnie emocje, czego nie mogę powiedzieć o zbliżeniach Czarnego z jakąkolwiek bohaterką książki Piotra C. 
Książka jest napisana prymitywnym językiem przepełnionym wulgaryzmami. Osobiście lubię, kiedy w książce można doszukać się skromnej kurwy, ale tyle ile doszukałam się w tej nie słyszę nawet pod blokiem. Autor jest podobno prawnikiem, więc wydawałoby się, że możemy się spodziewać spod jego pióra czegoś na poziomie, ale po kilku pierwszych stronach czujemy się oszukani.
Ogłaszam Pokolenie Ikea najgorszą książką, jaką dane mi było przeczytać. Na próżno doszukiwać się w niej morału, sensu, jakiejkolwiek nauki. Właściwie nie ma po co sięgać, nawet z czystej ciekawości. W czasie kiedy ją czytałam, zdążyłam przeczytać jeszcze trzy książki, żeby odbić sobie jakoś tą szmirę. Z ręką na sercu - kiedy nie miałam co czytać, wolałam sięgnąć po słownik synonimów niż TO. A jeśli ktoś mnie z tym widział, albo nie daj Boże pytał co czytam - czułam się zażenowana.
Piotrze C. - Nie dziwię się, że na okładce nie ma Twojego nazwiska. 

4 komentarze :

  1. Jak Ci się podoba to obserwuj :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlatego nie czytam polskiej literatury. To nie jest tak, że generalizuję - wiem, że są dobrzy polscy autorzy, ale przegrzebując się przez całą stertę dziadostwa w ich poszukiwaniu, można się nieźle wystraszyć. A jeśli przy Pokoleniu Ikea nawet Grey ma jakąś wartość, to to już jest strach na poziomie tych ekstremalnych.
    A propos polskich szmir to czytałam kiedyś "Zabójczy mezalians" (TAK.). Z założenia miał być poruszający i szokujący, temat zresztą autor wybrał sobie poważny. A później zrobił z niego takie byle co, że aż ciężko w to uwierzyć. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że musiałam tę książkę przeczytać do końca, bo obiecałam ją zrecenzować. Godząc się na to, popełniłam jeden z największych błędów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabójczy mezalians XD sam tytuł mnie zachwycił!

      Usuń
    2. Tak, tytuł jest bardzo kunsztowny. A wierz mi, że to dopiero czubek góry lodowej :D

      Usuń